Gdzie w tym roku spędzamy SYLWESTRA? Sprawdź i złap ostatnie miejsca na wyprawy! »
Blisko natury

Herbatka przyjaźni

22 lutego 2013
Wzięta pod lupę przez dietetyków koka zdaje się być pokarmem zesłanym przez bogów...

Mogłaby zrewolucjonizować żywienie na świecie – zawiera więcej wapnia niż mleko, więcej żelaza niż szpinak i więcej fosforu niż ryby. Może niesie nadzieję na przyszłość. Dziś jednak nie wybawia ludzkości od głodu, lecz przerabiana na narkotyki, powoduje zalew globalnej przemocy, cierpienia i łez.

Według indiańskich podań, koka jest prezentem od bogów. Stara legenda głosi, że Manco Capac – syn boga Słońca i mityczny założyciel dynastii Inków, pewnego dnia zstąpił z nieba i udał się nad jezioro Titicaca, aby nauczyć ludzkość uprawy roli. Podarował im wówczas roślinę, której żucie pozwalało odzyskać siły zużyte przy wyczerpującej pracy.

Na to oczywiście nie ma dowodów historycznych, ale według archeologów  wykorzystywanie koki przez człowieka ma imponującą tradycję, starszą od cywilizacji Inków. Na terenie Ameryki Południowej znaleziono wiele świadectw - grobowców i zdobień na ceramice, które dokumentują, że używano tam koki już przed trzema tysiącami lat. Wśród dawnych kultur andyjskich roślina ta pełniła funkcję zbliżoną do monety, bo można ją było wymienić na prawie wszystkie produkty wytwarzanew ramach ówczesnej rolniczej ekonomii. Kiedy powstało inkaskie imperium, spożycie koki zastrzeżono tylko dla wyższej warstwy społecznej. Używano jej też do składania ofiar siłom natury, duchom gór i bóstwom. Po podboju kolonialnym Hiszpanie wypowiedzieli liściom koki ideologiczną wojnę, twierdząc, że przy jej pomocy Indianie rzucają czary oraz przyzywają „szatana”. Uważali przy tym, że roślina ta służy głównie celom demonicznym, a jej wzmiankowane przez tubylców regeneracyjne i pobudzające właściwości są tylko próbą zamydlenia kolonizatorom oczu. Dzisiaj, chociaż już nie wierzymy, że za pomocą  liści można wezwać diabła, w pewnym sensie nadal demonizujemy kokę. Oczywiście, jest to wina wytwarzanych z niej narkotyków. Często umyka nam jednak ważna informacja – spożywane tradycyjnie liście koki nie szkodzą. Kokaina występuje w tej roślinie w bardzo niewielkim stężeniu (około 1%) i jest tylko jednym z wielu jej składników. Nie należy więc podczas żucia liści lub picia mate de coca spodziewać się jakiś wyjątkowych doznań.

CZYM JEST KOKA

Kontrowersyjna roślina jest krzewem, który wywodzi się najprawdopodobniej z terenów obecnego Peru i Boliwii. Po łacinie Erythroxylum Coca , w języku polskim nosi botaniczną nazwę krasnodrzew pospolity. Osiąga wysokość 2-3 metrów. Ma intensywnie zielone, owalne liście oraz małe, zebrane w kątach liści kwiatki w kolorze kości słoniowej i pomarszczoną brunatno-czerwoną korę, a owocami jej są czerwone mięsiste jagody. Jest wrażliwa na zimno i wymaga średnich temperatur około 20°C, sięgającej 90% wilgotności powietrza i gleby bogatej w azot.

Plantacje koki istnieją na trzech kontynentach: w Ameryce Południowej (Argentyna, Boliwia, Brazylia, Chile, Columbia, Peru), w Afryce (Kamerun) i Azji(Sri Lanka, Jawa, Sumatra, Indie, Pakistan). Rośliny wysiewa się w szkółkach, a po sześciu miesiącach, kiedy osiągną około 20 centymetrów, przesadza się je na plantacje. Dwa lata później można rozpocząć pierwszy zbiór liści a potem powtarza się go 3 do 4 razy w roku.

Obróbka koki do celów spożywczych polega zasadniczo na suszeniu liści na słońcu. Podczas tego procesu tracą one większość swojej wilgotności. Jedyna rzecz, na jaką trzeba zwrócić uwagę, jest przewracanie ich na czas, aby wyschły równo. Potem nadaje się już do zalania wrzątkiem i zaparzenia herbatki (zwanej mate de coca) lub do żucia. W tym drugim przypadku, aby ułatwić uwalnianie alkaloidów z rośliny, rozgryzając porcję liści miesza się je z substancją zasadową. W zależności od regionu, wykorzystuje się w tym celu popiół z quinoi – czyli komosy ryżowej, wapno palone lub zmielone muszle morskie.

Tak konsumowana koka nie ma właściwości narkotycznych. Pobudza jak filiżanka kawy i dostarcza zarazem wielu substancji odżywczych. Przynosi ulgę w dolegliwościach przewodu pokarmowego, hamuje refluks, ułatwia metabolizm węglowodanów, zmniejsza uczucie głodu oraz reguluje wypróżnianie. Ponadto, przeciwdziała tworzeniu się zakrzepów i reguluje wydzielanie insuliny, sprzyjając utrzymywaniu prawidłowego poziomu cukru. Jest również moczopędna, obniża ciśnienie krwi, doskonale rozszerza i oczyszcza oskrzela, poprawia dotlenienie krwi i mózgu oraz zapobiega obrzękom, co jest kluczowe w minimalizowaniu negatywnego wpływu wysokości na organizm. Uznaje się ją także za afrodyzjak.

LEGALNA I NIELEGALNA

Teraz łatwiej zrozumieć, dlaczego uprawa, sprzedaż  i posiadanie liści koki są legalne w Andach - w miejscach, gdzie od wieków używa się ich w określony  kulturowo sposób i gdzie jej spożywanie wspomaga funkcjonowanie organizmu w niesprzyjających warunkach geograficznych. Konsumpcja ta możliwa jest w różnych formach - żucia, picia naparu z liści lub wyprodukowanych z ich dodatkiem napojów gazowanych i alkoholi, a także lodów, cukierków czy ciasteczek. Oczywiście, przyzwolenie na zakładanie plantacji koki w Argentynie, Boliwii, Peru, Ekwadorze i Kolumbii nie jest przestępstwem, dopóki zbiory nie są wykorzystywane do produkcji narkotyków.

Cocales, czyli poletka na których rośnie koka oraz dystrybucja plonów po żniwach, powinny być kontrolowane przez odpowiednie służby, aby zadbać o ich zgodne z prawem użycie. Udaje się to jednak na niewielką skalę, dlatego zażarta walka prezydenta Boliwii Evo Moralesa o dekryminalizację koki i zwrócenie uwagi świata na jej właściwości odżywcze  przyniosła niewielki efekt.
 
Paradoksalnie, niezgodne z dozwolonym przeznaczeniem uprawy koki, z których zbiory zamiast do sklepów spożywczych trafiają do tajnych siedzib producentów kokainy, nie przynoszą wcale rolnikom wielkich zysków. Za kilogram liści otrzymują oni zaledwie dolara. Aby wyprodukować 1 kilo pasty kokainowej (jeszcze nie produktu docelowego, ale substancji będącej już narkotykiem), potrzeba ich około… 100 kilogramów. I tutaj właśnie widać, kto w tym biznesie robi dobry interes. Gram czystej kokainy – narkotyku uzyskanego w wyniku dalszego przetwarzania pasty – można bowiem kupić za… 60 USD, co daje cenę 60 000 dolarów za kilo. Dla porównania: andyjski rolnik za równowartość surowca potrzebnego do wyprodukowania tej ilości narkotyku zarabia 100 USD.

MAGIA I OBYCZAJ

Po dziś dzień liście koki spełniają w Ameryce Południowej wiele funkcji kulturowych. Dla andyjskiego rolnika wyrazem gościnności jest przywitanie  odwiedzającej go osoby jej garścią. Ten z kolei przyjmuje ją z szacunkiem, składając w tym celu obie dłonie na kształt miseczki. W społeczności Indian Keczua zamieszkujących wyspę Taquile na jeziorze Titicaca wciąż żywy jest zwyczaj noszenia specjalnych, przewieszanych przez ramię torebek na kokę. Znajomi, spotykając się na drodze, w ramach powitania i pozdrowienia wymieniają liście ze swoich toreb. Dobry obyczaj częstowania koką utrzymuje się wszędzie na dużych wysokościach – nawet w najskromniejszym pensjonacie znajdziemy wyłożone do koszyczka liście i termos z wrzątkiem, aby turysta w każdej chwili mógł sobie przygotować z nich herbatkę.

Wciąż żywe jest też zastosowanie koki w celach rytualnych i magicznych. Nie jest tajemnicą, że aby zapewnić urodzaj i odpowiednią ilość opadów  indiańscy rolnicy regularnie składają ofiarę Matce Ziemi, czyli Pachamamie. W obrzędzie dużą rolę od stuleci odgrywają liście koki, które składa się siłom wyższym w podarunku. Dzięki temu uzyskuje się łączność ze światem duchów i bogów. Wędrowcy, przechodząc przez szczególnie niebezpieczne lub po prostu wyjątkowe miejsca w górach, układają dla Pachamamy ofiarne wieżyczki z kamieni. Pod ostatnim z nich na spodzie umieszczają trzy złożone w wachlarz liście koki. Podobny gest, mający na celu zapewnienie bezpiecznej podróży, stosuje się na wodzie. Obsługa łódek pływających po jeziorze Titicaca przed odbiciem od brzegu umieszcza dyskretnie trzy złożone listki w toni. Kiedy zaś człowiek wpada w kłopoty, najczęściej udaje się do lokalnego szamana, który diagnozuje problem i szuka jego rozwiązania wróżąc z liści koki.  Chociaż ciężko byłoby przekonać do wizyty u czarownika nasze sceptyczne umysły, nie jest wcale pozbawione sensu szukanie panaceum na współczesne problemy w tych magicznych andyjskich liściach. Globalnej społeczności wciąż nie udało się bowiem osiągnąć równowagi w tak  podstawowej kwestii jak żywność.

NADZIEJA PRZYSZŁOŚCI

W wysoko uprzemysłowionych krajach coraz bardziej szkodzi przetworzone jedzenie, powstające w coraz mniej zdrowych warunkach. Dieta dostarcza co prawda wystarczającej liczby kalorii, ale często zbyt mało substancji odżywczych. Wiele innych regionów na Ziemi zmaga się z kolei z wiecznym niedostatkiem i klęską głodu. Koka tymczasem mogłaby być pokarmem przyszłości, zdolną poradzić sobie zarówno z jedną, jak i z drugą sprawą – nie zaczęliśmy jednak jak dotąd właściwie z tej rośliny korzystać . A ma do zaoferowania wiele. 100 gram liści koki zawiera bowiem 2097 mg wapnia (100 gram mleka ma go zaledwie 120 mg), 20 mg białka (tyle samo co jednakowa ilość piersi z kurczaka), oraz dwukrotnie więcej żelaza i sześciokrotnie więcej witaminy „A” niż szpinak. W jej składzie znajdziemy także wszystkie witaminy z grupy B, potas, magnez, cynk, jod i fosfor. Niestety, nie mamy do tego bogactwa dostępu, bo zielone złoto Andów kojarzy się głównie z kokainą.

Magdalena Mendez-Gniot