Niesamowita przyroda i ekologiczne bolączki Wietnamu
Wietnam to wyjątkowo malowniczy kraj położony w Azji Południowo-Wschodniej, graniczący z Kambodżą, Laosem oraz Chinami, rokrocznie odwiedzany przez ogromne ilości turystów. Opowiadając i pisząc o Wietnamie bardzo wiele uwagi poświęca się jego mieszkańcom, kulturze i kuchni. Zarówno przewodniki jak lokalni „guidowie” często wspominają o burzliwej historii Wietnamu jak i jej wpływie na życie Wietnamczyków, ale rzadko zdarza się, żeby poruszano ten temat w kontekście przyrodniczym.
Matka natura kontra wojna
Tymczasem w tym rejonie świata to właśnie Wietnam jest najlepszym przykładem tragicznych skutków działań wojennych. Stosowane przez armię amerykańska napalm i Agent Orange (herbicydy używane w celu zniszczenia roślinności), ataki z powietrza i miny miały przecież oczywiście wpływ nie tylko na ludzi, ale także na wszystkie żywe organizmy, głownie lasy i zamieszkujące je zwierzęta. Z tego powodu można powiedzieć, że skutki ostatniej wojny były dla Wietnamu absolutnie tragiczne pod względem ekologicznym. W jej wyniku kraj ten utracił dużą część lasów pierwotnych, które są bardzo złożonymi i o wiele ważniejszymi dla przyrody ekosystemami niż lasy wtórne, nawet jeśli dla niewprawnego oka wyglądają tak samo. Charakteryzuje je zupełnie inna biomasa, inne stosunki wodne, zasiedlają je inne gatunki zwierząt i roślin, i inna jest ilość produkowanego przez nie tlenu. Matka Natura posiada co prawda wspaniałe zdolności do regeneracji i przyrodzie Wietnamu udało się częściowo odbudować po tej strasznej tragedii - jest nawet uznawany za jeden z najbardziej zróżnicowanych terenów na naszej planecie - nadal jednak nieobce mu są bardzo poważne problemy ekologiczne. Do zniszczeń wojennych, na skutek których wiele gatunków znalazło się na skraju zagłady, dochodzi obecna gospodarka...
Matka natura współcześnie
Niewłaściwa eksploatacja zasobów naturalnych przyczyniająca się do degradacji fauny i flory. Niestety wciąż jest na dość dużą skalę praktykowany wyrąb lasu i rolnictwo wypaleniskowe, polegające na wypalaniu nowych terenów pod pola, co przyczynia się do erozji gleb. Dodatkowo rosnąca populacja Wietnamu przyczynia się do nadmiernego połowu ryb, a zanieczyszczenie wód zagraża populacji morskich organizmów oraz grozi skażeniem wód gruntowych. Także bardzo szybko rosnące miasta mają w tym swój udział, ponieważ rozwój dużych ośrodków miejskich oraz związana z tym migracja ludności wpływają niekorzystnie na nagromadzenie zanieczyszczeń w jednym miejscu. Co prawda obecnie jedna trzecia powierzchni Wietnamu jest jeszcze porośnięta wiecznie zielonymi lasami, wśród których występują tak niezwykle cenne gatunki drzew, jak kamforowiec, mahoniowiec, palisander czy drzewo żelazne, jednak poprzez działania człowieka bogactwo to stale się kurczy. Także mimo iż na terenie Wietnamu żyje ponad 270 gatunków ssaków, wśród których są tak bardzo spektakularne jak tygrysy, słonie indyjskie, niedźwiedzie malajskie i lamparty, to wiele z nich jest zagrożonych lub ich populacje są szczątkowe. Wine za ten stan rzeczy ponoszą nie tylko zmiany w środowisku, ale nielegalne polowania, w wyniku których wyginęło już wiele gatunków zwierząt, a 54 gatunki ssaków i 60 gatunków ptaków uznaje się za zagrożone.
Nosorożców i krokodyli już nie zobaczymy
Jednym z dużych ssaków, któremu nie udało się przetrwać w Wietnamie jest nosorożec jawajski. Powyżej wspomniane środki stosowane przez armie USA poczyniły wielkie spustoszenia w ekosystemie tego regionu i po wojnie uznano ten podgatunek za wymarły. Co prawda w 1988 została przez kłusownika zabita dorosła samica, co oznaczało jednoznacznie, że populacja tego gatunku musiała przetrwać wojnę i w 1989 grupa wietnamskich naukowców wyruszyła na jego poszukiwanie. I faktycznie niedaleko rzeki Dong Nai na południu kraju odnaleziono świeże ślady co najmniej 15 osobników i głównie ze względu na nie w 1992 region ich występowania został włączony do Parku Narodowego Cat Tien. Niestety ponieważ róg nosorożca jest w tradycyjnej medycynie chińskiej uznawany za afrodyzjak i osiąga na czarnym rynku horrendalnie wysokie ceny, w następnych latach populacja była systematycznie trzebiona przez kłusowników. Nie powstrzymywały ich nawet bardzo surowe kary nakładane za zabicie nosorożca. W 2010 stało się to, czego w zasadzie od lat się spodziewano - kłusownik odstrzelił ostatni żyjący w Wietnamie okaz tego gatunku i w październiku tego roku potwierdzono definitywne jego wymarcie na terenie tego kraju.
Los nosorożca podzielił dziko żyjący krokodyl syjamski. Jesienią 2012 roku odkryto około trzymetrowe i stukilogramowe ciało samicy unoszące się bezwładnie na jeziorze Ea Lam. Samica ta padła prawdopodobnie ofiarą polujących na krokodylą skórę kłusowników, ponieważ została uduszona przez wnyki zbudowane z dwóch stalowych drutów. Do jej śmierci raczej nie przyczyniła się ludność żyjąca wokół jeziora, gdyż według lokalnej wiary krokodyle prowadzą dusze ich zmarłych przodków w zaświaty, co sprawia, że są dla nich święte. W ten sposób dziko żyjących krokodyli syjamskich została na całym świecie niecała setka, obecnie najwięcej na terenie Kambodży.
Lori, gibony i inne zagrożone gatunki
Następnym przykładem zagrożenia ze strony człowieka są także ssaki naczelne zamieszkujące Wietnam, na przykład uroczy wielkooki lori, w języku Hmongów zwany enemu. Także w ich przypadku zgubny wpływ na liczebność miały działania wojenne i zniszczenie olbrzymich obszarów leśnych, obecnie natomiast w odnowieniu populacji z pewnością nie pomagają uznawanie go przez plemiona górskie za przysmak i zastosowanie fragmentów ciała w tradycyjnej chińskiej medycynie. Lori zostały wpisane na listę gatunków zagrożonych i objęte Konwencją Waszyngtońską, ale ponieważ na czarnym rynku osiągają nawet ceny do 400 dolarów za sztukę, próbuje się je przemycać nawet do Europy.
Innymi przedstawicielami naczelnych, które nie mają w Azji, a także Wietnamie łatwego życia są gibony, na które poluje się dla pozyskania ich mięsa, które jest sprzedawane jako „bushmeat“ (miejscową dziczyznę). Niestety w Wietnamie mięso małp staje się modne wśród rozwijającej się klasy średniej, a nawet jest eksportowane do Korei, gdzie stało się drogą i egzotyczną „atrakcją” restauracji. Jak by tych nieszczęść było mało, często turyści są zachęcani do zrobienia sobie zdjęcia z młodym gibonem lub lori. Oczywiście nie muszę nikogo zapewniać o naganności robienia sobie takich zdjęć; każdy zainteresowany turysta przyczynia się nie tylko nakręcania nielegalnego handlu tymi zwierzętami, ale pośrednio staje się przyczyną zamordowania matki, w celu odebrania jej młodego. Jak uważają eksperci, „wcześniej utrata siedlisk była głównym zagrożeniem dla gibonów, obecnie kłusownictwo jest głównym powodem spadku ich populacji (...) a w samym Wietnamie rocznie na czarny rynek trafia nawet 3000 ton dzikich zwierząt i ich produktów - w tym gibony. Tylko 3% z nich udaje się skonfiskować”. Niestety liczebność gibonów odbudowuje się bardzo powoli, gdyż osiągają one dojrzałość płciową dopiero w wieku ośmiu - dziewięciu lat. Jedno młode przychodzi na świat nie co roku, ale co dwa lub trzy lata, i około dwóch lat znajduje się pod troskliwą opieką rodziców.
Zwierzęciem, które w całej Azji - także w Wietnamie - ma również dość dużego pecha jest niewątpliwie pangolin czyli łuskowiec. To niezwykle wyglądające zwierzę jest masowo odławiane przez kłusowników i sprzedawane na czarnym rynku w celu wykorzystania w medycynie chińskiej. Wiele z nich ginie już w trakcie transportu z powodu odwodnienia, złego pokarmu i stresu. Organizacje zajmujące się ochroną zwierząt próbują przeciwdziałać temu procederowi, konfiskując wykryte zwierzęta i oddając je do specjalnych centrów rehabilitacyjnych. Przypadki wykrycia przemytu pangolinów to tylko kropla w morzu.
Niestety także innym wciąż dość często spotykanym zwierzętom Wietnamczycy nie zawsze oferują idylliczne życie i wiele z nich jest odławianych na konsumpcje i dla rozrywki. Na przykład żółwie miękkoskorupowe (inaczej żółwiaki) i ich jaja są bardzo cenionym przysmakiem i są masowo sprzedawane na lokalnych rynkach, gdzie nikt nie zastanawia się nad takimi drobiazgami jak dobrostan i odpowiednie warunki do ich przetrzymywania. Ich tłuszcz jest bardzo cenionym składnikiem specyfików paramedycznych, a karapaksy są wykorzystywane do wyrobu pamiątek. Z tego względu zaczynają być coraz bardziej eksploatowane, co przyczyniło się nawet do objęcia w kwietniu 2017 roku wielu nowych gatunków przepisami CITES.
Trzymanie zwierząt dzikich w domu i ogrodzie tez nie jest zawsze zgodne europejskimi przepisami o traktowaniu zwierząt, czego mimowolnym świadkiem zostałam w restauracji w okolicy Ninh Binh, gdzie główną atrakcją była trzymana w maleńkiej klatce płomykówka.
Rokselany, myszojelenie i inne ponownie odkryte gatunki
Z terenu Wietnamu dochodzą do nas także jednak pozytywne informacje!
Pod koniec roku 2008 w północno-wschodnich wietnamskich lasach została na nowo odkryta mała, ale nieznana dotąd populacja rokselany tonkińskiej (rodzaj ssaka naczelnego), jednego z najrzadszych gatunków zwierząt na Ziemi. Pierwsze odkrycie dla nauki miało miejsce w latach 90-tych i historia ta ma nawet swój polski akcent - w 1992 polski biolog Radosław Ratajszczak, obecny dyrektor zoo we Wrocławiu, odkrył w Wietnamie dwa stanowiska tego gatunku. Ta niesamowicie wyglądająca małpa znajduje się na liście najbardziej zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt. Jest tak rzadka, że do niedawna jedynym dowodem na jej istnienie były wypchane osobniki w muzeum w Hanoi oraz relacje autochtonów. Naukowcy maja wielka nadzieje, ze liczebność tego gatunku będzie rosnąć, ponieważ zauważono kilka młodych niestety także temu gatunkowi zagrażają kłusownicy i intensywna wycinka lasów w Wietnamie, a także... wrodzona ciekawość tych małp. Rokselana nie ucieka na widok człowieka, tylko z zainteresowaniem mu się przygląda, co sprawia że bardzo łatwo pada ofiarą myśliwych.
Podobną historią może się pochwalić także saola, która jak na tak duże zwierzę – przypomina antylopę z rogami oryxa - długo ukrywała się przed wzrokiem ciekawskich i została odkryta dopiero w roku 1992. Być może wytłumaczeniem tego dlaczego tak długo udawało jej się ukrywać przed wzrokiem ciekawskich jest fakt, ze saola zamieszkuje lasy deszczowe i doliny rzek tam, gdzie człowiek rzadko się pojawia. Obecnie populacja tego gatunku sięga zaledwie kilkuset sztuk, dlatego również jest zagrożona wyginięciem i wymaga bardzo stanowczych – i drogich - działań ochronnych.
Ostatnią sensacją z terenu Wietnamu było odkrycie na nowo gatunku od lat uznawanego za wymarły. Bohaterem pierwszych stron w prasie został myszojeleń, malutkie stworzonko przypominające krzyżówkę jelenia z myszą, niewidziane w środowisku naturalnym przez prawie 30 lat. W listopadzie 2019 roku udało się uchwycić jednego z osobników dzięki fotopułapkom. Tego jednego z najmniejszych krewnych jelenia po raz pierwszy odkryto w Wietnamie ponad sto lat temu, jednak ponieważ było rzadko spotykane, niewiele wiadomo na temat tych zwierząt.
Parki narodowe
Warto wiedzieć, iż w Wietnamie znajduje się przeszło 30 parków narodowych i naprawdę warto dla nich zboczyć z utartych szlaków. Najstarszym parkiem jest Park Narodowy Cúc Phương, który utworzono w roku 1966. Po nim powstał Park Narodowy Cát Bà w roku 1986, natomiast reszta parków została założona pomiędzy 1991 a 2004 rokiem. Poza obecnie chronionymi obszarami, w Wietnamie istnieje jeszcze wiele innych cennych pod względem przyrodniczym obszarów, dlatego też można spodziewać się, iż w niedługim czasie powstaną kolejne parki.
Tutaj chciałabym wspomnieć o trzech moim zdaniem najbardziej wartych odwiedzenia miejscach czyli P.N Cát Bà, P.N Cuc Phoung i P.N Ba Bể. Aby odwiedzić Park Narodowy Cát Bà, znajdujący się w archipelagu Cát Bà, w części południowo-wschodniej malowniczej zatoki Lan Ha, nawet nie trzeba zbaczać ze standardowego szlaku zwiedzania Wietnamu. Ten park jest uznawany za najpiękniejszy ze wszystkich, ze swoimi pięknymi wodospadami, całym mnóstwem jezior oraz niezwykłych grot, które mieszczą się w górach wapiennych. Park ten stanowi ostoję dla langura Cát Bà czyli lutunga białogłowego, gatunku małpy zagrożonego wyginięciem.
Zwiedzając północ Wietnamu warto zajrzeć również do leżącego na południe od Hanoi Cuc Phuong, najstarszego parku narodowego w Wietnamie.
Obszar tego parku to ogromny las deszczowy, otoczony wapiennymi górami. Rosną tu wiekowe drzewa, niektóre z nich mają nawet około tysiąca lat. Osobiście polecam go wszystkim odwiedzającym ten kraj, ponieważ na jego terenie znajdują się trzy centra ratujące zagrożone gatunki: Centrum Pomocy Żółwiom, Centrum Pomocy Pangolinom i Centrum Pomocy Naczelnym, gdzie znajdziemy zagrożone langury, gibbony i lori.
Niezwykle interesujący jest także Park Narodowy Ba Bể na północy kraju, w którym znajdziemy 38 gatunków ssaków i 233 ptaków. Jest on położny wokół jeziora Ba Bể, w regionie górskim, usiany jeziorami, rzekami oraz wodospadami. Ciekawostką jest, iż w parku tym, na krasowych masywach wkoło jeziora zachował się pierwotny las.
Jak ratować przyrodę Wietnamu?
Na zakończenie chciałabym dodać, ze w związku z zagrożeniami jedyna w swoim rodzaju przyroda Wietnamu jest przedmiotem zainteresowania wielu programów zbierających fundusze na ratowanie jej. Na przykład w roku 2019 zoo Görlitz-Zgorzelec zebrało i przekazało 5500 euro na kampanię - działania ochronne na rzecz wysoce zagrożonych gibonów w Laosie i Wietnamie.
Jak czytamy na stronie zoo „posłużą one do zakupu sprzętu, który jest niezbędny do pracy strażników przyrody chroniących gibony na miejscu. Należą do nich aparaty fotograficzne, lornetki, sprzęt wspinaczkowy i urządzenia GPS do pracy w terenie. Sfinansowany zostanie także zakup motocykli terenowych, aby członkowie zespołu mogli dostać się do obszarów badawczych. Ponieważ w okolicy nie ma dostatecznego odbioru telefonów komórkowych, kampania zapewnia również telefony satelitarne, dzięki czemu zespoły mogą się komunikować w nagłych wypadkach i podczas patrolu. Strażnicy przyrody rejestrują zasoby gibonów, a także wraz z odpowiednimi władzami śledzą kłusowników. Z tych działań ochronnych skorzystają nie tylko gibony, ale także wiele innych zagrożonych gatunków zwierząt żyjących w Laosie i Wietnamie”.
Chciałabym zachęcić wszystkich podróżników i miłośników przyrody do wspierania takich akcji, ponieważ są to jedne z najważniejszych działań na rzecz ginącej przyrody i dla większości ludzi jedyna możliwość udziału w zachowaniu jej dla przyszłych pokoleń. Osoby aktywnie podróżujące zachęcam do wspierania na miejscu centrów ratujących dzikie zwierzęta, gdyż ich zadaniem jest, poza ratowaniem, ponowne wypuszczanie ich do środowiska i prowadzenie akcji edukacyjnych, które to działanie ja osobiście uważam za najważniejsze ze wszystkich. Tylko budzenie świadomości ekologicznej - głównie dzieci i młodzieży - może dać na dłuższą metę pozytywne efekty, i to nie tylko w odległym nam Wietnamie.