Biorę do ręki kolorowe pismo podróżnicze. Na okładce wielkimi literami wypisano HITY 2019. Przeglądam z ciekawością. Oglądam piękne zdjęcia z Meksyku i Laosu, czytam o Płowdiwie – europejskiej stolicy kultury 2019. W myślach zaczynam planować swój wyjazd, choć w zupełnie inne miejsce, do Wietnamu. Nie ma go na liście. Mimo wszystko zaczyna mnie ogarniać znajome uczucie ekscytacji i podniecenia nadchodzącymi podróżami.
Dzień później w Internecie rzuca mi się w oczy kolejna lista, tym razem dziesięciu państw, które „trzeba” zobaczyć w 2019. Z listą wcześniej przejrzanych hitów pokrywa się tylko jedno miejsce. Wietnamu znowu nie ma. Moich planów to nie zmienia, ale zaczynam się zastanawiać: co decyduje, że to czy inne miejsce lub państwo trafia na listę w danym roku..?
Nadchodzi początek roku. List podróżniczych hitów i trendów na 2019 rok przejrzałam już kilkanaście. Uczestnicy wypraw Kiribati Club czasem pytają, dzwonią znajomi i rodzina z prośbą o poradę: dokąd najlepiej w 2019 roku? Zawsze czekam z niecierpliwością na to pytanie. I wbrew zmieniającym się trendom odpowiedź mam co roku tę samą: nie ważne GDZIE, ważne JAK.
Z biurem, na własną rękę, z plecakiem, z walizką, pieszo czy autem – forma wyjazdu nie ma znaczenia. Każdy z nas zna swoje potrzeby i preferencje, i wybiera formę podróży, która najbardziej mu odpowiada. Nie o to tu chodzi.
A więc JAK najlepiej w 2019? Z uważnością, zrozumieniem i świadomie.
***
Uważność.
Siedzę na niskim plastikowym krzesełku na jednej z wąskich, zabieganych uliczek Old Quarter w Hanoi. Biorę łyk gęstej jak smoła kawy zaprawionej słodkim skondensowanym mleczkiem. Dookoła miasto tętni życiem, mimo wczesnej godziny. Sprzedawczyni bagietek pcha swój rower pokrzykując z werwą. Jej nawoływania mieszają się z jazgotem silników motorów, klaksonami i głośnymi rozmowami mieszkańców miasta przy sąsiednim mini stoliku. Chłonę tę esencję Hanoi wszystkimi zmysłami. Słodkie tu i teraz. Bez porównywania z tym, co wyczytałam w przewodniku, bez konfrontowania obrazu przede mną z tym, co obejrzałam na pewnym vlogu i co mi opowiedzieli znajomi. Zapominam na chwilę o tym, co zostawiłam w domu, i co czeka w dalszej podróży. Skupiam swoją uwagę na tym, aby być obecnym w tym miejscu w 100%.
***
Zrozumienie.
Jeszcze w drodze z lotniska do Hanoi uprzedzam moją grupę.
- Tutaj czas postrzegają inaczej. Nie jest linearny, jak u nas, gdzie wszystko ma swój początek i koniec. Tutaj czas jest kołem, a koło jest nieskończone, nie ma początku ani końca. A skoro jest nieskończone, nie da się go zużyć zbyt wiele. Przygotujcie się więc na to, że pewne rzeczy po prostu zajmą więcej czasu niżbyśmy przewidywali. Pierwszego dnia pracy w sajgońskim biurze koleżanka przytoczyła mi wietnamskie powiedzonko: waiting is happiness (czekanie to szczęście). Teraz wiecie. :)
Widzę po minach, że grupa przyjęła do wiadomości, ale niedowierza. To się szybko zmienia. W recepcji hotelu podaję listę paszportową, żeby przyspieszyć zakwaterowanie. Recepcjonistka kręci głową. Muszą być oryginały. Zbieram paszporty, podaję. Każdy jeden jest skanowany i pieczołowicie wprowadzany do systemu rezerwacji. Mimo iż grupa jest mała, zajmuje to 10 minut. Następnie z rozwagą obsługa wybiera pokoje, wyciąga klucze i rozstawia w równym rządku na ladzie. Zabiera jeden klucz i zamienia na inny, po czym po kolei opowiada mi o każdym pokoju. Minęło kolejne 10 minut. Wracam do grupy z kluczami. Siedzą na ciężkich rzeźbionych fotelach w lobby i obserwują mnie z rozbawieniem.
- No co Zuza, waiting is happiness!
***
Świadome podróżowanie.
Wczesnym rankiem dojeżdżam z grupą do Sapy. Ten górski kurort przypomina obecnie plac budowy. Dla nas to tylko punkt wypadowy - ruszamy od razu na górski szlak. Nasza przewodniczka z mniejszości Czarnych Hmongów zabiera nas do swojego domu. Po drodze kilka razy uprzedza, że jej dom nie jest tak ładny jak hotele w Hanoi czy Sapie. Pokonujemy blisko 16 kilometrów po malowniczych terenach doliny Muong Hoa zanim docieramy do jej domu na zboczu. Jest skromnie, bardzo czysto, z widokiem na dolinę tarasów ryżowych, o którym „gwiazdkowe” hotele z Hanoi nie mogą nawet marzyć. W zewnętrznej łazience zainstalowała nawet ciepłą wodę. Razem rolujemy sajgonki, ale większość kolacji przygotowuje jej mąż. Siadamy do wspólnego posiłku, pałaszujemy i śmiejemy się z żartów gospodyni. Po posiłku robi się nieco bardziej poważnie. Opowiada nam o życiu w górach, o relacjach mniejszości etnicznych z Wietnamczykami, o tym, jaką przyszłość dla swoich dzieci wymarzyła. Na koniec dziękuje mi, że wybraliśmy jej homestay.
- Wiesz, te hotele w Sapie w większości należą do Wietnamczyków, a pieniądze uciekają do Hanoi. Nas nie stać na budowanie hoteli.
- Wiem. Dlatego jesteśmy u Ciebie.
Przewodniczka rozpogadza się na chwilę i wznosi kolejny toast bimbrem ryżowym.
- Trăm phần trăm! (100%!)
Marzę, aby kiedyś w kolorowej gazecie przeczytać właśnie taką listę trendów na nadchodzący rok. Tymczasem, pięknych podróży w 2019 roku!
Zuzanna Komuda
Kiribati Club
pilotka wyjazdów do Wietnamu