Kiedy myślę o przewodniku z Nazca, zaraz nachodzą mnie wspomnienia.
To była moja druga wyprawa do Peru. Rok 2007, listopad. Piękny, upalny dzień. Niebo błękitne, żadnej chmurki. Wcześnie rano cała moja ekipa zdecydowała się na lot nad Nazca. Niektórzy odchorowali później tę zachciankę. No ale zobaczyliśmy słynne linie Nazca z lotu ptaka.
Czy zgodnie z teorią słynnego Ericha von Daenikena było tu kiedyś lądowisko UFO? Tak naprawdę to była sobie kiedyś taka kultura w Peru, która zrobiła dzieło na miarę nawet nie naszych czasów. Stąd wzięły się spekulacje czy to dzieło UFO. Na ziemi narysowano linie, które są tylko widoczne z góry i ukazują postacie zwierząt, roślin albo figur geometrycznych. Rysunki sporządzono, usuwając z powierzchni czerwoną ziemię i odsłaniając jaśniejszą, żółtobiałą glebę. Do najsłynniejszych należą: pająk z 40-metrowymi odnóżami, kondor o przekroju 120 metrów, koliber, orki, małpy, pies, kaktusy, kwiaty i ryby. Jeszcze nie wiedziałam, że tego dnia spotkam JEGO i że linie Nazca na zawsze będą mi się kojarzyć z NIM.
Starszy pan w kapeluszu przedstawia mi się oschle. Ma okrągłą twarz, ciemną karnację, jest raczej niskiego wzrostu, troszkę grubszy jegomość.
– Buenos dias. Soy guia vamos juntos al cementario de Chauchilla.(Dzień dobry. Jestem przewodnikiem. Jedziemy razem na cmentarz Chauchilla).
Cmentarz to dla nas ludzi z Europy niesamowita przygoda. Zobaczymy bowiem ciała osób tam pochowanych. W tym klimacie niesamowitej suszy mumie przetrwały nienaruszone. Ponieważ upał jest niemiłosierny, przesuwamy naszą wycieczkę na popołudnie. Mamy wyjechać o czternastej. Mój przewodnik z laseczką jest punktualny. Przychodzi, przedstawia się ekipie i głośno mówi, gestykulując przy tym tak, że wszyscy go rozumieją, choć ani troszkę nie znają hiszpańskiego.
– Jestem uczniem Marie Rieche – mówi. – Znacie Marię Reiche? To Niemka, archeolog. Całe życie poświęciła na badanie linii Nazca, zamieszkała tutaj. Wszystko wam wytłumaczę. Zrozumiecie, o co chodzi z tymi liniami.
Wsiadamy do starych amerykańskich samochodów. Ja wsiadam do auta, którym kieruje ON i nagle słyszę wymianę zdań pomiędzy kierowcami. ON mówi:
– Poszła mi linka hamulcowa, ale jedziemy. Uważaj na mnie, jadę pierwszy.
Jedziemy, a ja, spanikowana, obserwuję. Ten starszy pan nie tylko jedzie bez hamulców, ale nawet dosyć się rozpędza. Gorączkowo myślę, czy podzielić się tą nowiną z moimi towarzyszami, co oznacza, że powinnam kazać mu się zatrzymać. Tylko jak? Najpierw konsultuję się z kolegą na przednim siedzeniu. Oboje decydujemy nie przekazywać informacji do tyłu…
W końcu nie wytrzymuję i pytam naszego kierowcę przewodnika:
– Czy ja dobrze zrozumiałam, że nie mamy hamulców?
– Tak – pada odpowiedź. – Ale nie martw się. – Mówiąc to, zgrabnie zmienia bieg na niższy i zwalnia. – Nie mogliśmy czekać, bo zrobiłoby się późno i nie starczyłoby nam czasu na wszystkie miejsca, które chcę wam pokazać. Ale na cmentarzu podstawią nam inny samochód. – Trąbi przy tym na wszystko, co się rusza na drodze, i znowu dodaje gazu.
– Tengo hijos pequenos en Polonia y quiero volver a mi pais! (Ja mam małe dzieci w Polsce. Muszę wrócić do kraju!) – krzyczę.
Nagle na drogę wyskakuje pies. Samochód robi gwałtowny zwrot w prawo. Na szczęście udaje się wyminąć zwierzę. A starszy pan z uśmiechem rzuca do mnie:
– Nie martw się, Joanna. Mam na imię JESUS, nic ci się nie stanie.
I dokładnie w tym momencie przestałam się bać. Jechaliśmy całkowicie pustą i prostą drogą. Jesus wiedział co robi.
W końcu dojechaliśmy, hamując silnikiem, prosto na cmentarz Chauchilla – najbardziej tajemniczy cmentarz na świecie. Bilety kupowaliśmy, nie zatrzymując się: bileter biegł, a Jesus płacił. A potem Jesus opowiadał, gestykulował, rysował linie laseczką. Tłumaczyłam jego słowa z hiszpańskiego na polski, ale tak naprawdę to niewiele musiałam tłumaczyć. Po prostu wszyscy go rozumieli.
Teraz Jesus jest ukochanym przewodnikiem Kiribati Club. On uwielbia nas i my jego. Każda grupa, która przyjeżdża do Nazca, najpierw słucha słów Jesusa:
– Mam zaszczyt być przewodnikiem Kiribati Club. To wspaniali, ciekawi świata podróżnicy. – Tak postrzega wielką rodzinę Kiribati Club.
Na wstępie zaczyna oschle, jak zwykle, ale wspomnienia zostawia niesamowite. Nie ma grupy, która by go nie pokochała. Dziś robiłam rezerwację dla kolejnej grupy. Mejla podpisałam tak: Saludos con esperanza de verte, JESUS. (Pozdrawiam z nadzieją zobaczenia Cię, JESUS).
Joanna Antkowska
JESUS Z PERU to jedna z wielu opowieści o nas, Kiribati Club, o naszej pracy jako biura podróży i jako pilotów wypraw, oraz o tym co dla nas w podróży jest najważniejsze.
Książkę HISTORIE Z PODRÓŻY, która zawiera to oraz 14 innych opowiadań, można już kupić w naszym sklepie>>
Cały przychód ze sprzedaży książki przeznaczamy na wsparcie sierocińca z Mto Wam Mbu w Tanzanii, o którym mowa w jednym z opowiadań.