Podróż do Indii to podróż niezwykła i potrzebna każdemu podróżnikowi. Indie są zupełnie inne i zostają w pamięci na zawsze. Jedni chcą tam wracać inni - nigdy więcej. Nikt jednak nie żałuje, bo Indie wzbogacają.
Drzewo, które zamiast liści ma banknoty dolarowe
Indie wzbogacają, bo bardzo szybko, uczą nas asertywności, kiedy na ulicy dosłownie wszyscy „zrywają z nas dolary, jak z drzewa”. Prośba o one dolar lub oferta sprzedaży pojawiają się podczas przechadzki, co kilka metrów. Może łódkę, papierosa, gumę do żucia, marychę, rykszę...
W Indiach trzeba wszystko wiedzieć i o nic nie pytać, bo zostaniemy po prostu sprytnie wykorzystani.
„ - Przepraszam, z jakiego peronu odjeżdża pociąg do Jaipuru?
You don't know Miss? The train won't go. It is cancelled. I will help you don t worry Please go with me….” (Nie wie Pani Pociąg nie jedzie jest odwołany – pomogę Pani proszę się nie martwić proszę za mną...)
I dostajemy wspaniałą ofertę cenową na transport taksówką do Jaipuru. A nasz pociąg tymczasem odjeżdża o czasie.
Jak w bajce?
Moja pierwsza myśl na Pajar Ganjj w stolicy Indii Delhi (ulica, na której znajdują się hotele dla tzw. backpackersów, czyli podróżujących z plecakami) - „Czy dam radę znieść ten smród i brud?!” Nie przeczuwałam nawet, że już niedługo będę cieszyć się wracając do Delhi na Pajar Ganj z uśmiechem myśląc: „Jak tu ładnie!”
Natomiast w Jaipurze poczułam się, jak w bajce. Z rozkazu Dźaja Singha II wszystkie budynki w starym mieście pomalowano na różowo, stąd Jaipur nazywany jest często Różowym Miastem. Jest to stolica Radżastanu (stanu w północno-zachodnich Indiach). Jak na stolicę przystało pełno tu pięknych pałaców, fortów, wspaniałych ogrodów, muzeów, świątyń, A na dodatek po ulicach przechadzają się słonie z kolorowymi trąbami i wielbłądy. Cukierkowe miasto. Ale i ja w swojej różowej chustce także staję się atrakcją. Kiedy w Pałacu Wiatrów wyglądam przez jedno z tysiąca małych okienek i wyobrażam sobie, co czuły zamknięte w tych murach całe życie żony cesarzy, hinduscy turyści proszą mnie o pozowanie do zdjęcia. Czy to nie zabawne, że w kraju, w którym żyje przeszło miliard ludzi my turyści z Europy nie giniemy w tłumie?
Urodziny w Waranasi
Waranasi to miasto, o którym marzy każdy z hindusów. Niektórzy z nich przyjeżdżają tam dopiero na swój pogrzeb. Miasto to ważny ośrodek kultu wyznawców hinduizmu i buddyzmu, znane z rytualnych kąpieli w świętej rzece Ganges i palenia zwłok zmarłych na ghatach (nadbrzeżnych schodach). I w tam właśnie miałam spędzić swoje urodziny. (To taki mój pomysł – co roku zdmuchnąć świeczki z urodzinowego tortu w innej cześć świata).
Siedząc na gathach i przyglądając się ceremoniom pogrzebowym, uczestnicząc w mszy świętej PUJII, przeciskając się wąskimi uliczkami pośród tłumów ludzi i krów, podróżowałam w czasie. To nie była współczesność, jaką znamy. Trzeba to przeżyć, żeby zrozumieć, bo ciężko oddać słowami wrażenia jakie zrobiło na mnie Waranasi z całą swoją mistyczną i odmienną atmosferą. A gdy wróciłam na Pajar Ganj w Delhi (tak do tego samego brudnego i zatłoczonego Delhi) uśmiechałam się z zachwytem: „Jak tu ładnie!”.
Wakacje na Goa
Goa to stan na zachodnim wybrzeżu Półwyspu Indyjskiego nad Morzem Arabskim najsłynniejszy region turystyczny Indii. Dawniej Kolonia Portugalska, teraz cel podróży dla wszystkich szukających luzu i słońca.
Palolem na Goa to był nasz raj. Ciepłe morze, kolorowe drinki i znakomita hinduska kuchnia serwowaną w urokliwych restauracjach na plaży. I to dosłownie „na plaży”, bo właśnie tuż przed zachodem słońca plaża zamienia się w prawdziwą restaurację. Stoły pokryte kolorowymi obrusami, świeczki i kucharze specjalnie dla nas i na naszych oczach przygotowują specjały prosto z morza: ryby, rybki, homary, krewetki... Nie sposób odmówić sobie, tak wytwornej kolacji. Do tego jest tanio, więc czujemy się jak w filmie "Pogoda dla bogaczy". Wracamy tu codziennie.
Morze ciepłe i przyjemne, widok zachwyca od pierwszych promyków słońca. Ludzie są przemili, uśmiechnięci, już nie tak namolni, więc chętnie targujemy się ze sprzedawcami w lokalnych sklepikach pełnych wspaniałych indyjskich ubrań. (Na Goa z racji tego że podbili je kiedyś Portugalczycy żyją ludzie zupełnie inni, zachowują się bardziej po europejsku).
Postanowiliśmy spędzić na Goa 7 dni, więc czasu jest dużo. Pojazdów do podróżowania jest wiele: od skuterów, motorów, rykszy po eleganckie taxi. My wynajmujemy motor i jeździmy po okolicy. Jednego dnia trafiamy na opuszczoną świątynię, gdzie gospodarz chętnie nas oprowadza po wszystkich zakamarkach. Kolejnego dnia docieramy na odludną plażę, jemy ostrygi w malutkiej restauracji nieopodal, a potem jedziemy dalej i trafiamy na świąteczny festyn. Uczestnicząc w nim musimy zdjąć buty, więc chodzimy boso wokół straganów po kamieniach, podziwiając hindusów za ich odporne stopy.
Po tym wszystkim, żal wyjeżdżać. Chcę tam wrócić i myślę o Goa, wybierając na kolejne urodziny, jednak inną cześć świata.
Jeśli ja tam nie wrócę, pojedźcie teraz Wy!
Po tej urodzinowej wyprawie powstał program Kolorowe Sari i Goa.
Joanna Antkowska