Gdzie w tym roku spędzamy SYLWESTRA? Sprawdź i złap ostatnie miejsca na wyprawy! »
Blisko natury

Mój Przyjaciel Słoń - Jak naprawdę zaprzyjaźniliśmy się ze słoniami

17 lipca 2017
Słoń uśmiechnął się po słoniowemu i wyciągnął trąbę po trzcinę cukrową.

Schrupał ją ze słoniowym uśmiechem i wesoło zawachlował uszami.

Tak sobie wyobrażałam spotkanie ze słoniem w Azji. Mały głosik w mojej głowie podpowiadał, żeby wziąć poprawkę na Wietnam, bo tutaj zwierzaki to przede wszystkim jedzenie, a w drugiej kolejności siła robocza.

W efekcie przejechałam setki kilometrów na motorze do starannie wybranego przez mnie parku narodowego w Wietnamie, aby spotkać się z… zamęczonym słoniem na łańcuchu. Jadąc na tym biedaku przez Park Narodowy Yok Don, widząc jego pokłute uszy, zastanawiałam się, dlaczego ja tego chciałam? Jak to możliwe, że to było moje marzenie?

Bo kiedyś to było moje marzenie – przejechać się na słoniu i zobaczyć słonie w ich naturalnym środowisku. A ten smutas z bielmem na oku raczej przyprawił mnie o wyrzuty sumienia, niż dostarczył frajdy. Spodziewałam się, że skoro słoń mieszka w parku narodowym, to będzie zadbany i dobrze traktowany. Naiwniara ze mnie, co? Wówczas nawet nie zdawałam sobie sprawy, że KAŻDA przejażdżka na słoniu dokłada się do cierpienia tych zwierząt.

Tam, wtedy, postanowiłam, że to pierwsza i ostatnia przejażdżka na słoniu w moim życiu. A jeśli mogę zrobić coś więcej – to zrobię.

Jakiś czas później w biurze zadaliśmy sobie pytanie: skoro my, ekipa Kiribati, sami nie skorzystalibyśmy z atrakcji typu przejażdżka na słoniu, to dlaczego oferujemy to naszym turystom? Podjęliśmy decyzję ze skutkiem natychmiastowym – koniec z sierocińcami dla słoni, świątyniami tygrysów czy delfinariami! Po prostu wymazujemy je z naszej oferty. A jeśli ktoś marzy o przejażdżce na słoniu albo o popisach delfinów, to niech jedzie z innym biurem. Decyzja trudna biznesowo, ale jaka satysfakcjonująca!

To było piątkowe popołudnie, niedługo mieliśmy zamykać, a ja miałam złapać pociąg, ale temat podjęłam od razu – program po programie zaczęłam kasować te wątpliwe atrakcje. Od razu chciałam też podzielić się moją radością z naszymi fanami na fejsie. Pędząc na pociąg, na wyładowującej się komórce pisałam: „U nas koniec z tym!”. Telefon padł, pociąg przyjechał. Dopiero kilka godzin później dorwałam się do ładowarki i Internetu. Byłam podekscytowana, chciałam zobaczyć, jak ludzie zareagowali na tego newsa. W skrzynce czekała na mnie wiadomość. Pełna jadu i niemiłych słów, kończąca się słowami „chwyt marketingowy”. Wow. Wyobrażałam sobie najróżniejsze reakcje, ale takiej – nie. Zabolało, i to mocno. To było personalne, ktoś nam (ba, ktoś mi!) zarzucał kłamstwo.

Ta złość dała mi kopa do dalszej pracy. Opracowaliśmy cykl postów, który pokazywał, dlaczego wybraliśmy zwierzaki na wolności, nawet jeśli zobaczymy je tylko z daleka. Odzew następował powoli, bardzo powoli. Aż w końcu doczekałam się – jedna z turystek napisała, że wybrała nas właśnie dlatego, że podzielamy jej poglądy. Victoria!

Zuzanna Komuda

MÓJ PRZYJACIEL SŁOŃ to jedna z wielu opowieści o nas, Kiribati Club, o naszej pracy jako biura podróży i jako pilotów wypraw, oraz o tym co dla nas w podróży jest najważniejsze.

Książkę HISTORIE Z PODRÓŻY, która zawiera to oraz 14 innych opowiadań, można już kupić w naszym sklepie>>
Cały przychód ze sprzedaży książki przeznaczamy na wsparcie sierocińca z Mto Wam Mbu w Tanzanii, o którym mowa w jednym z opowiadań.

Przeczytaj także: