Gdzie w tym roku spędzamy SYLWESTRA? Sprawdź i złap ostatnie miejsca na wyprawy! »

Autostopem do Laponii

9 lutego 2023
Luty 2013 rok. Zima. Szwecja. Autostop. Dlaczego nie?! Prawie polarna wyprawa :)

Szybka decyzja, jadę autostopem do Jokkmokk, do szwedzkiej Laponii. Po co? Świętować Narodowy Dzień Saamów, Autochtonów skandynawskich. Właśnie 6 lutego każdego roku w Jokkmokk zjeżdzają się Saamowie z Norwegii, Szwecji, Finlandii oraz Płw. Kolskiego. Największy zimowy festiwal Europy Północnej trwa od 6 – 9 lutego. Kiedyś saamski targ, dziś w nieco odmienionej formie - festiwal kultury, ale nadal bardzo popularny w Laponii, w końcu w tym roku był to już 408! Nieraz bywał tutaj ktoś z rodziny królewskiej.

Początek wyprawy w Karlskronie, gdzie dopłynęłam promem Stena Line z Gdyni. Poniedziałek 4.02 zaczynam zimowe autostopowanie na północ! Do Jokkmokk mam ok. 1530 km. Trasę pokonałam tirami oraz osobówkami. Oczywiście im dalej na pólnoc temperatura spada, w Lueå (ok.170 km przed Jokkmokk) jest -18 stopni.

Środa 6.02 godz.10:30 jestem na miejscu, za kołem podbiegunowym w Jokkmokk, gdzie temperatura spadła do około -20 stopni, trwają przygotowania do wieczornego otwarcia festiwalu oraz trzydniowego marketu. 3-tysięczne miasteczko zamienia się w stolicę Saamskiej kultury. Bajeczny zimowy, mroźny, słoneczny dzień, i taką pogodę mam przez kolejne trzy dni.

Pierwszy nocleg u lokalnej mieszkanki. Od 7.02 jest możliwość przenocowania w szkole, tak więc na kolejne nocki przenoszę się do szkoły, na materac, pokój/klasa nr. 34 :) Pierwszej nocy w całej szkole jest 120 osób, kolejnej już ponad 200. W mojej klasie jest Szwedka, są Czeszki, dziewczyny z Finalndii, Alaski, młode Norweżki, które przyjechały na Saami Dance (Saamska dyskoteka obowiązkowo w regionalnych strojach)...cóż, różnorodnie.

Kolejne dni mijały intensywnie. Zwiedzałam każdy zakątek miasteczka, gdzie wszędzie rozlkowały się stoiska a rękodziełem saamskim. Zarówno na otwartym powietrzu, jak i w pomieszczeniach szkół, na plebanii, centrum kultury saamskiej, tymczasowych galeraich. Niemalże na każdym kroku można było nasycić wzrok niepowtarzalnymi rękodziełami. Oczywiście handlowano tradycyjnymi wyrobami, jaka poroża reniferów, skóry i futra reniferów, fok, łosi, lisów. Wyroby rękodzielnicze z drewna, finki, odzież, myśliwskie ubrania. Lokalne produkty spożywcze - sery, przetwory z tundrowych jagód, tradycyjny chleb oraz potrawy z renifera.

Każda rzecz orginalna, inna - dlatego im szybciej kupimy interesujacą nas pamiatką tym lepiej, drugiej takiej nie znajdziemy, to nie sieciówka. W lokalnych galeriach do nabycia obrazy, ryciny, biżutera. W Jokkomkk jest również niewielka fabryka srebra, gdzie można obejrzeć, jak powstają srebrne cudeńka do noszenia i użytku codziennego i kupić to co nam wpadnie w oko. Ciekawostką jest mała fabryka ekologicznych kosmetyków, rodzeństwo zajmujące sie produkcją bazuje wyłącznie na naturalnych produktach z  lasów północnej Szwecji.

Natomiast w lokalnym muzeum Ájtte – Muzeum Gór oraz Kultury Saamów można obejrzeć bogate zbiory, prześledzić środowisko życia i dorobek najstarszych mieszkanców północnej Europy. W budynku znajduje się m.in. filia parlamentu Saamów w Szecji, biblioteka, sala kinowa, księgarnia. Po zaspokojeniu zmysłów wizualnych i smakowych czas na coś dla ucha. Oczywiście w ciągu dnia jest kilka koncertów, które mają miejsce zarówno w starym jak i nowym kościele, w muzemu oraz innych mniejszych, przytulnych salach i kawiarniach.

Osobiście wybrałam się na koncert tradycyjnej saamskiej muzyki, czyli jojkowania. Ale wsłuchiwałam sie również w orginalne brzmienie innych lokalnych, znanych muzyków. Miło wspominam wieczorny koncert w starym drewnianym kościele, przy akompaniamencie skrzypek i pianina, kiedy na zewnątrz było– 23 stopnie a światełka, gwiazdy i księżyc rozświetlały zaśnieżone miasteczko.


Każdego dnia na zamarzniętym jeziorze można było spróbwać powozić zaprzęg z psami husky oraz obserwować oficjalny, świąteczny zaprzęg reniferów, a także spacerujących Saamów w swoich orginalnych, kolorowych, pięknie ubogaconych strojach.

Pomimo mrozu udałam się na mały szlak za miasto, tzw. weszłam na punkt widokowy. Cudny, zimowy, bajeczny widoczek na całe Jokkomkk oraz znajdujące się w oddali szczyty Parku Narodowego Serek. Wieczorem szukam zorzy polarnej i z moimi współlokatorkami bawimy się w strarych drewnianych chatach na tak zwanym spontanicznych tańcach. Przy kominku, grają dwie skrzypaczki, jest międzynarodowo i tak takie też pojawiają się tańce... wszystko spontanicznie bez scenariusza.

10.02 niedzielny poranek, cichy, jeszcze jakby uśpiony. Żal wracać. Poprzednego wieczoru wszystkie stragany zostały złożone, koniec świętowania. Przede mną droga powrotna – kierunek Karlskrona. Nie było łatwo wydostać się z Jokkmokk, czyżbyśmy się polubili? :) Zabiera mnie lokalna mieszkanka do Lueå, dalej zmieniam auto jeszcze 3 razy. Zdarza się, że na mrozie stoję ponad 40 minut – najdłużej. Ale już 20 minut robi swoje, stopy szybko marzną. Nie ściągam plecaka, grzeję sie, wykonując również różne układy choreograficzne:)

I tak docieram do Umeå. Nocleg u studentów. Kolejny dzień (11.02 poniedziałek) kolejne wyzwanie. Chyba mój najgorszy dzień, jest kiepsko, ale nie poddaję się. Jadę nawet trochę z Polakiem (tirem), ale co z tego jak on kończy pracę, a przede mną do Sztokholmu jeszcze ponad 500 km, a godzina już późna bo ok. 16:30. Dodam, że na autostopwanie dawałam sobie czas maksimum do 17:00 później już było za ciemno. Tak więc próbuję dalej...i udaje się! Pół Szwed pół Japończyk zabiera mnie i jedziemy prosto na Sztokholm. Okazuje sie, że czerpiemy obopólną korzyść ponieważ on obawiał się, że przyśnie, a mnie zależało, aby na kolejną noc znaleźć się już w Sztokholmie i udało się przed 22:00 byłam na miejscu.

W stolicy krótka dwudniowa przerwa. A w czwartek 14.02 kolejką podmiejską wydostaję się za miasto i konsekwentnie próbuję sił w autostopowaniu, do Karlskorny ponad 500 km na wieczorny prom do Gdyni. Początkowo nie jest łatwo, ale w końcu jadę... z Gruzinami. Podrzucają mnie do E22 i tam już prawie prosta droga na południe. Docieram do portu około 17:00 z Polakiem, który z towarem również jechał na prom.

Dodam tylko jeszcze, że mój czas na autostopowanie był oczywiście ograniczony porą roku. Szybko zapadający zmrok, mróz, czasami sypał śnieg. Dlatego ważne było pilnowanie czasu i ewentulanej możliwosci przenocowania na trasie. Dałam radę. Udało się! Pokonałam około 3100 km. Pomimo, że już na koniec z nerwów zaczęła mi troche drgać prawa powieka, ale wszystko ustąpiło jak już znalazłam sie w Karlskronie.

Jeśli macie ochotę zobaczyć, poczuć Skandynawię, zapraszam! Zimą też warto, choć niekoniecznie autostopem.

Krótka relacja spisana i sfotografowana przez autorkę:

MagdaLena Krempa
 

Przeczytaj także: